25 września 2017

Wyniki konkursu

Hej!

Z góry przepraszam, że nie wyrobiłam się z wynikami w weekend, ale już nie dałam rady przygotować tego posta. No, ale przynajmniej przeczytałam wszystkie nadesłane prace i mogłam wybrać na najlepsze, które zasłużyły na nagrody!

Na początek jeszcze kilka słów.
Cieszę się, że dostałam dość sporo prac. Nie liczyłam dokładnie, ile ich było, ale czytanie wszystkich opowiadań pochłonęło dosyć sporo czasu z mojego niedzielnego popołudnia. Szczerze, wśród nich widziałam tyle podobnych do siebie prac, że już traciłam nadzieję, że pojawi się coś ciekawego, oryginalnego i że zrobię jedynie pierwsze miejsce. Na szczęście parę prac nieco bardziej przykuło moją uwagę, dzięki czemu udało mi się wybrać trójkę zwycięzców!
Na początku powiem jeszcze, że na razie nie wstawię tu prac wygranych osób. Zrobię to dopiero, gdy uzyskam zgodę od autorek.

No dobrze, ale bez dalszego przedłużania, oto zwycięzcy!

1 miejsce - Aurora Mightyhome
2 miejsce - Adrienne Hightmountain
3 miejsce - Ada Winddaughter

Serdecznie gratuluję!
Praca Aurory była naprawdę tą, która idealnie pasowała do tematu konkursu. Spodobał mi się pomysł, trochę odbiegający od głównej tematyki gry, jeśli chodzi o krainę, ale za to bardzo oryginalny. Nie miałam wątpliwości, że to właśnie ta praca stanie na najwyższym schodku podium.

Opowiadanie Adrienne również było ciekawe. Nieco bardziej przyziemne, mimo to już od początku u mnie faworyzowało i byłam przekonana, że trafi do najlepszej trójki.

I praca Ady na trzecim miejscu, też zupełnie inna niż reszta pod pewnym względem, gdyż kraina opisana jest zaledwie pod koniec opowieści. Z jednej strony temat jest dosyć oklepany, jednak z drugiej wszystko zostało bardzo fajnie przedstawione. Choć większa część wydarzeń nie miała miejsca w tym miejscu, praca również odstawała od reszty i dlatego mi się spodobała.

A więc gratuluję, dziewczyny! Jeżeli tylko wyrazicie zgodę na publikację Waszych prac, dodam je do tego posta. Tymczasem skontaktujcie się ze mną, najlepiej przez Facebooka, gdyż tam zaglądam najczęściej, aby omówić odbiór nagród.
؃

1 MIEJSCE - PRACA


— BIEGNIJ! — Krzyk Erika niemal rozsadził mi czaszkę, a serce zaczęło wybijać milion uderzeń na sekundę. Rzuciłam się w stronę drzwi wyjściowych, prześlizgując się pod nogami zaskoczonych strażników pana Anwira. Wszystko działo się tak szybko.

Nie rozumiałam słów, które wykrzykiwano za mną. Skupiłam się na biegu. Biało-czarna posadzka była śliska i łatwo traciłam przyczepność, a każdy z krętych korytarzy wyglądał tak samo. Kolejne zakręty w lewo czy prawo zdawały się nie prowadzić do nikąd, a być jedynie przedłużeniem tej męczącej trasy. Powoli ogarniała mnie coraz większa panika i traciłam zimną krew, nogi bolały od męczącego biegu, oddychanie sprawiało trudność.

Różowa sukienka Madison mignęła mi w jednym przejściu i bez wahania pobiegłam za nią. Wysilałam się jak mogłam, by dogonić dziewczynkę.

— Madison, poczekaj! — krzyknęłam, niewiele myśląc. Przerażenie wkradło się w mój umysł, a ja nawet nie pomyślałam o tym, że ten krzyk zdradzi gdzie jestem. Chciałam tylko za wszelką cenę dopaść do tej różowej sukienki.

Biegłam coraz wolniej, łapałam powietrze coraz łapczywiej. Kroki odbijały się głośnym echem po korytarzu. Kolejny raz poślizgnęłam się na zakręcie, ledwo odzyskując równowagę.

— Madison, Erik! Błagam! — Łzy mimowolnie pojawiły się w moich oczach i z każdą sekundą czułam, że przegrywam i za chwilę skończy się cała ta głupia przygoda, wraz z moim życiem.

— Aurora?! — Niski głos Erika zabrzmiał w korytarzu i niemal poczułam jak te parę dźwięków daje mi zastrzyk nowej energii.

— Erik, tutaj jestem! Tutaj! — wykrzyczałam, głupio wymachując przy tym rękami. Jakbym chciała zwrócić na siebie jego uwagę, chociaż i tak nie mógł mnie zobaczyć.

Kolejny raz wypadłam zza zakrętu, prosto w jakąś wysoką postać. Już chciałam odetchnąć z ulgą, jednak bolesny uścisk, w jakim mnie zamknięto, uświadomił mi, że to nie Erik i Madison.

Dłonie w ciemnych rękawiczkach wykręciły mi ręce, skutecznie je unieruchamiając.

— Proszę, proszę, wpadłaś prosto w moje ramiona. — Głos pana Anwira, nieco zachrypnięty, zabrzmiał niepokojąco blisko mojego ucha. Szarpnęłam się, jednak brakowało mi siły, aby się uwolnić.

— Korytarz C2, mam jedną z nich. Szybko! — warknął Anwir, a po chwili usłyszałam krótką i niewyraźną odpowiedź Carla. Po jego zniekształconym głosie mogłam uznać, że prawdopodobnie rozmawiali przez krótkofalówki.

— I po co ci to było, głupia dziewczyno? — zapytał mężczyzna, ale w jego głosie nie było zadowolenia. Raczej zmęczenie. Nie oczekiwał też odpowiedzi na to pytanie. Zresztą, i tak nie zdołałabym wydusić ani słowa.

— AURORA! — Za nami niespodziewanie pojawiła się Madison. Z piskliwym okrzykiem rzuciła się na plecy Anwira, szarpiąc go jednocześnie za brodę. W tym momencie udało mi się uwolnić. Niewiele myśląc kopnęłam tego szaleńca w kolano, w taki sposób, że stracił równowagę i upadł. Szybko szarpnęłam Madison za ramię.

— Biegniemy, Madi…! — Nim zdążyłam zrobić chociażby krok, ktoś mocno złapał za moją kostkę i pociągnął. Poczułam jednocześnie bolesne ukłucie, tak niespodziewanie silne, że aż poczerniało mi przed oczami. Upadłam i czy prędzej poderwałam się do dalszego biegu.

Nie znajdowałam się już w chłodnym, czarno-białym korytarzu siedziby pana Anwira. Zamiast tego, stałam wewnątrz wąskiej, podłużnej groty. Ze sklepienia kapała woda, czułam wilgoć osiadającą na moich ubraniach. Byłam kompletnie zdezorientowana.

Ukucnęłam i rozmasowałam trochę łydkę, która wciąż pulsowała rwącym bólem po ukłuciu. Nerwowo rozglądałam się na boki. Ciemności, jakie tu panowały, tylko wzmagały moje przerażenie. Spodziewałam się, że za chwilę z kamiennej ściany wyskoczą strażnicy Anwira bądź Carl, lecz nic takiego się nie działo.

Ból nieco zmalał, ale wciąż był odczuwalny. Kuśtykając, wolnym krokiem ruszyłam w stronę niewielkiej, jasnej plamy – jedynego źródła światła w jaskini.

Czułam, że czas nagle stanął. Gdzieś zniknęło zmęczenie, zamiast tego pozostał strach i pulsujący ból. Droga mi się nie dłużyła. Chociaż na początku światełko zdawało się być tak daleko, miałam wrażenie, że dotarłam do niego w ułamki sekund. Niepewnie wyjrzałam przez sporą, skalną wyrwę na zewnątrz.

Widok zaparł mi dech w piersiach. Nie przypominał niczego, co widziałam kiedykolwiek wcześniej. Zalała mnie feeria barw, tak kontrastujących i jednocześnie pasujących do siebie jak ulał.

Niezgrabnie wygramoliłam się z jaskini, chcąc jak najszybciej być już w tym nowym otoczeniu. Napełniało mnie dziwnym spokojem i szaloną radością, jakbym czerpała energię z natury.

Podłoże przypominało zwykłą trawę, jednak w dotyku było miękkie i niemalże piankowe, zrobione z mgły. Mieniło się różowo-fioletowymi odcieniami, czasem błyskając jakąś złotą iskierką. Na początku przypominało mi trochę Pandorię, jednak kiedy tylko poznałam dziwną teksturę tej roślinności, zmieniłam zdanie.

Zresztą, całość otoczenia była zupełnie różna od Pandorii, chociaż tutaj równie mocno czułam magię. Niebo miało nasycony, zielony odcień, tak jakby czarownica Pi rozlała tam jedną ze swoich mikstur. Nie było tutaj pusto – duże krzewy zrobione z prostych, sztywnych pałeczek w błękitnym kolorze kołysały się, chociaż nie wiał wiatr. Dziwne zbitki różnokolorowych kwadracików wyglądały jak coś na kształt drzew. Kawałek dalej było kilka bardzo symetrycznych, okrągłych wgłębień w ziemi. Wypełniała je bladoróżowa ciecz, w której pływały drobne, mieniące się trójkąciki. Poruszały się tylko idealnie po linii okręgu.

Ten dziwny, geometryczny świat był niesamowicie piękny ze swoimi kanciastymi kształtami. Przypominał trochę rozpikselowany obraz na ekranie komputera. Wciąż nie mogłam uwierzyć, co widziałam.

Dotychczas panowała tutaj zupełna, niezmącona niczym cisza. Uświadomiłam to sobie jednak dopiero, kiedy usłyszałam ciche, znajome rżenie. Nie wiadomo skąd, tuż obok mnie zmaterializował się mój wierzchowiec. Nawet on w tym świecie wyglądał inaczej – w rzeczywistości był kary, z białą odmianą na pysku, natomiast teraz wyglądał raczej, jakby był w kolorze głęboko nasyconego fioletu. Jego rżenie niosło za sobą dziwne echo, nierealistyczny pogłos. Był osiodłany, a ja miałam wrażenie, że ktoś przygotował go w ten sposób specjalnie dla mnie. A poza tym, nie składał się z małych prostokątów ani kwadratów. Był tak samo „niekanciasty” jak ja. Chyba właśnie to najbardziej mnie w nim zszokowało.

Zbliżyłam się do niego i delikatnie poklepałam. Mimo tych wszystkich dziwnych rzeczy, to miejsce napełniało mnie spokojem i radością, zupełnie jakby nagle wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Jakbym to właśnie tutaj pasowała idealnie.

Bez zastanowienia wspięłam się na grzbiet Darksoula. Ruszyliśmy przed siebie galopem. Pierwszy raz odkąd się tu pojawiłam, poczułam na skórze uderzenie pędu. To było wręcz mile orzeźwiające w miejscu, gdzie chyba nie istniał żaden wiatr.

Ponownie straciłam poczucie czasu. Wiedziałam tylko, że podróżuję, sunę przed siebie, szybko i zdecydowanie, ale nie byłam w stanie określić, ile mi to zajęło. Minutę, sekundę? A może godzinę lub cały dzień?

Rozglądałam się na boki, próbując uchwycić jak najwięcej. Otoczenie w zasadzie nie zmieniało się, ale wciąż nie czułam znudzenia. Odkrywałam kolejne szczegóły na które wcześniej nie zwróciłam uwagi: kwiaty, składające się z prostokątnych płatków w neonowych kolorach. Kanciaste skały, wyglądające jak obciosane bryły, które mieniły się czerwienią i błękitem jednocześnie. Niewielkie dołki, wypełnione intensywnie pomarańczowym płynem, przypominające mi trochę bardziej geometryczną wersję zwykłych kałuż. Nie mogłam się nadziwić, jak tak bardzo niepasujące do siebie barwy są w stanie tworzyć spójną całość.

Nagle na swojej drodze dostrzegłam kogoś. Człowieka. Który w dodatku zupełnie odstawał od tego otoczenia, ponieważ był zwyczajny. Co prawda, skóra chłopaka połyskiwała różnymi odcieniami zieleni, a jego ubranie było chyba we wszystkich możliwych kolorach, ale, tak samo jak mój koń, nie miał w sobie tej geometryczności, był… gładki? Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało.

— Cześć, Rorie! — zawołał do mnie, uśmiechając się przy tym. Nie znałam go, a on odnosił się do mnie jak do starej przyjaciółki. Zatrzymałam Darksoula tuż przy nim.

— Eee… cześć? Skąd ty w ogóle wiesz, kim ja jestem? — zapytałam, zdezorientowana. Chłopak roześmiał się serdecznie, przeczesując przy tym dłonią jaskrawożółte włosy.

— Znam cię najlepiej ze wszystkich, Auroro Mightyhome. W zasadzie, to ja jestem tobą.

To zdanie zabrzmiało tak absurdalnie, że tym razem to ja miałam ochotę się roześmiać. Jednak im dłużej wpatrywałam się w jego oczy, wesołe, ale wciąż poważne, tym mocniej czułam, że wcale nie żartował. Nagle zrobiło mi się bardzo niezręcznie, a mój spokój, który tutaj odnalazłam, został nieco zachwiany.

— Ale ja cię nie kojarzę. Jak masz na imię? Gdzie się spotkaliśmy? Może sobie ciebie przypomnę — powiedziałam niepewnie. Jego moje zachowanie zdawało się kompletnie nie wytrącać z równowagi – był opanowany, spokojny i nadal pogody.

— To zabawne, wiesz? Jestem Duszą. Tak konkretniej to twoją Duszą — wyjaśnił to takim tonem, że chyba powinnam uznać to za najbardziej oczywistą rzecz na świecie. Cóż, ta informacja sprawiła jedynie, że kompletnie zgłupiałam.

— Moją duszą? Przecież to niemożliwe… Zresztą, gdzie my jesteśmy? I jak się tu wzięłam? — Mój głos z każdym słowem starał się coraz bardziej piskliwy, a mnie ogarniała panika. Chyba nigdy nie miałam mocnych nerwów.

— Spokojnie, Rorie. Jesteśmy w twojej Duszy.

Wpatrywał się we mnie, jakby liczył na to, że nagle uśmiechnę się, machnę na to wszystko ręką i rzucę: „Mojej duszy? A, to luzik”. Tymczasem ja czułam, że zasypał mnie kolejnymi rewelacjami, których mój mózg nie mógł przetrawić.

Zeszłam z konia przysiadłam na kanciastym kamyku, kilka kroków dalej. Z podbródkiem położonym na ręce i łokciami wspartymi o kolana, wzięłam kilka głębszych oddechów i skupiłam się, aby móc to przemyśleć.

— Ty jesteś moją Duszą? I jesteśmy w mojej Duszy? Przecież to nie ma sensu — westchnęłam po chwili. On zaś przykucnął przede mną, aby nasze oczy były na mniej więcej tym samym poziomie, i uśmiechnął się pokrzepiająco. Kto by pomyślał, że moja Dusza będzie optymistą.

— Oczywiście, że ma sens. Ja jestem Duszą, to moja nazwa, można powiedzieć, że to moje imię. Ale to konkretne miejsce również nazywa się Dusza. I w zasadzie, nie jesteśmy wewnątrz mnie. Jesteśmy wewnątrz ciebie.

— To skąd się tu wzięłam?

On wzruszył ramionami.

— Tego nie wiem. Zazwyczaj ludzie pojawiają się w tym świecie po swojej śmierci.

— Czyli… umarłam? — zapytałam, naprawdę przerażona. Czy właśnie odkrywałam jakieś chore sekrety życia pozaziemskiego?

— Nie. Gdybyś umarła, pasowałabyś do tego świata. A ty wciąż jesteś dziwnie matowa. — W tym momencie skrzywił się nieco, po raz pierwszy pozwalając swojemu spokojnemu uśmiechowi gdzieś zniknąć. — Nie, jestem pewien, że wciąż żyjesz. Ale coś jest nie tak.

— To… po śmierci trafia się tutaj? Do swojej własnej Duszy?

Pokiwał głową.

— Wiesz, to dość skomplikowane i proste jednocześnie. Dusza jest miejscem, do którego podświadomie dążysz. To miejsce wiecznej szczęśliwości, miejsce w którym czujesz się idealnie dopasowana. Niczego ci nie brakuje, wszystko jest tak, jak powinno. Tutaj spełniają się wszystkie twoje marzenia. Rozumiesz? Im dalej byś jechała, tym głębiej w siebie byś zawędrowała. Tam znalazłabyś kolejne odpowiedzi, Rorie. Odkryła wszystko, czego pragniesz. To twój idealny świat. Jeżeli to pomoże ci to sobie wytłumaczyć, to uznajmy po prostu, że Dusza jest twoim wymarzonym miejscem w Jorvik. Takim, które zawsze chciałaś znaleźć, okej?

W sumie, nie do końca go rozumiałam, ale przytaknęłam. Chyba jeszcze nie byłam gotowa na tę rozmowę.

— Ale ja tego nie czuję. To znaczy, na początku tak było. Ale teraz mam wrażenie, że to wszystko jest raczej przerażające, nie idealne. To, że jestem we własnej Duszy… — Mój głos nieco się załamał. Nawet nie chciałam myśleć, jak bardzo abstrakcyjna była ta rozmowa.

— To chyba właśnie dlatego, że jeszcze nie do końca należysz do tego świata. Moim zadaniem jest bycie twoim duchowym przewodnikiem? Sumieniem? Nie wiem, czy jest na to jakieś określenie. Po prostu, jestem ucieleśnieniem twojej duszy. — Rozłożył ramiona, jakby chciał się zaprezentować z każdej strony. Prychnęłam z powątpiewaniem.

— Skoro jesteś moją duszą, to czemu jesteś facetem?

Roześmiał się, jakby moje pytanie autentycznie go rozbawiło. Ja sama wcale nie uważałam, że jest głupie, wydawało mi się całkiem sensowne.

— Więc… panie Duszo? Co my tu… — Zauważyłam, jak przez jego twarz przemknęło zaniepokojenie. Wychwyciłam to bez problemu.

— Aurora? — zapytał niepewnie. Wydawał się przestraszony, a jego strach szybko przeszedł na mnie i to ze zdwojoną siłą.

— Co jest? — pisnęłam, a ręce aż trzęsły mi się ze zdenerwowania.

— Zni..ksz…do…zoa…znwu… — Nie rozumiałam już nawet urywków jego wypowiedzi.

Wydawało mi się, że tylko mrugnęłam, ale cały ten świat zniknął. Dookoła była tylko biel, do moich uszu nagle napłynęło milion dźwięków. Od ostrego światła aż zmrużyłam oczy. Głowa ciążyła mi, chyba ważyła w tym momencie z tonę.

— Aurora! Żyjesz! — Poznawałam ten rozentuzjazmowany, wysoki głosik. Natychmiast w moim polu widzenia pojawiła się dziewczynka w różowej sukience, z włosami spiętymi w dwa kucyki.

— Co się stało? — wychrypiałam. W gardle pojawiła się natrętna suchość, która przeszkadzała w mówieniu.

— Maaatko, Aurora. Myśleliśmy, że umarłaś! Przebrzydły Anwir wstrzyknął ci całą strzykawkę tej dziwnej trutki dla koni. Ledwo cię wyratowaliśmy, naprawdę. Bardzo się martwiłam, wiesz… — Madison nie przestawała trajkotać, ale moje myśli odpływały w innym kierunku. Do tamtej krainy, do tamtego chłopaka.
؃

3 MIEJSCE - PRACA

-Gdzie ja jestem?
Usiadłam na łóżku, w którym się obudziłam. Byłam w jakimś pokoiku, dość skromnie
umeblowanym. Stało w nim tylko łóżko, mała szafka nocna z tanią lampką, niewielkich
rozmiarów szafa oraz stolik z jednym krzesłem. W pokoju było tylko jedno okno, nad moim
łóżkiem. Jedyne drzwi znajdowały się naprzeciw mojego łóżka. Wstałam. Byłam ubrana w
zwykłą jasnoniebieską piżamę. "Jak ja się tu znalazłam? Przed chwilą byłam w domu...".
Zerknęłam za okno, "może uda mi się stwierdzić, gdzie jestem", pomyślałam.
Mimo że niewiele to dało, stwierdziłam, że prawdopodobnie znajduję się na wsi. Wskazywały
na to złote pola widziane z oddali. Bliżej mnie zauważyłam wiosenne łąki. Widziałam jakieś
ścieżki. Dostrzegłam również kilka krótkich, nieregularnie rozmieszczonych odcinków płotu.
Na łąkach rosły drzewa i krzewy.
Zaraz, zaraz... Czy ja widziałam dziewczynę jeżdżącą na koniu?
Mam nadzieję że mi się wydawało! Nienawidzę koni!
"Może zejdę na dół?", pomyślałam.
Podeszłam do szafy i otworzyłam ją z nadzieją, że znajdę jakieś sensowne ciuchy. Zawiodłam
się. Znalazłam tylko bryczesy i kurtkę jeździecką. Na półeczce leżały rękawiczki do jazdy
konnej i zwykły czarny toczek. Na dnie szafy stała para butów, oczywiście jeździeckich.
Ciekawe, jak długo mam tu przeżyć?
Potem sprawdziłam szafkę nocną. Znalazłam tam szczotkę do włosów, telefon bardziej
przypominający cegłę i ładowarkę do niego, kilka książek (oczywiście o koniach), mapa i
plakietka z napisem "Ada Winddaughter". Imię było moje, jednak nazwisko już nie.
Ubrałam się w te okropne ciuchy, uczesałam brązowe włosy w kucyki, wzięłam ze sobą
plakietkę i otworzyłam drzwi. Wyszłam na długi korytarz. Po obu stronach ciągnęły się rzędy
drzwi, zapewne prowadziły one do pokoi identycznych jak mój. Na końcu korytarza
znajdowały się schody. Zgadywałam, że będą one prowadzić do pomieszczenia, które
umożliwi mi wyjście z budynku. Zauważyłam, że z jednego z pokoi wynurzyła się jakaś
dziewczyna. Nie miała na sobie tych okropnych ciuchów jeździeckich. Jej włosy były
zaplecione w dwa czarne warkoczyki. Nosiła fioletowy kapelusz, tego samego koloru
koszulkę w kratkę i czarne spodnie. Na stopach zauważyłam czarne buty do jazdy konnej. Na
przypiętej plakietce miała napisane "Avis Olddawn". Podeszłam do niej. Błysk w jej oczach
zdradzał, że próbuje mnie sobie przypomnieć. Chyba warto było ją spytać o kilka
podstawowych kwestii.
-Witaj... hmmm.... Avis.... Gdzie...
-Ada!? Nie poznajesz mnie? - w jej oczach błysnęło szczere zdziwienie.
-Czy my się znamy?
-To ja Avis, twoja siostra cioteczna!
Spróbowałam sobie ją przypomnieć. Pamiętałam jedynie czarnowłosą dziewczynkę, jednak
było to mocno zatarte wspomnienie z dzieciństwa.
-Nie pamiętasz, jak się razem bawiłyśmy? Moja mama była siostrą twojego taty. Wyjechała z
Polski do Norwegii przed moim urodzeniem. Tam poznała mojego ojca i tam też się
urodziłam. Wkrótce moi rodzice się rozwiedli i mama wróciła do Polski. Kiedy byłyśmy
małe, często bawiłyśmy się razem. Gdy miałyśmy po siedem lat, znowu wyjechałam z mamą
za granicę.
No tak! To Avis, moja siostra! Tyle czasu się nie widziałyśmy, że zapomniałam o niej. Tylko
nazwisko mi nie pasuje.
-Już pamiętam! Witaj, Avi! Tęskniłam za tobą!
-Ja za tobą też, Ada.
Przybiłyśmy sobie piątkę. Ruszyłyśmy w stronę schodów.
-Możesz mi coś wyjaśnić? - spytałam.
-W miarę możliwości, zależy co.
-Gdzie jestem i jak się tu znalazłam? Jak ty się tu znalazłaś?
Avi nie kryła zdziwienia.
-Ja przyjechałam kilka lat temu. Moja mama tu pracuje. Jesteśmy na wyspie Jorvik, dokładnie
w Moorland. Nie wiem jak tu trafiłaś. Chodź na dwór. Tutaj jest nuuuudno. Nie mów nikomu
o swoim problemie, to może jedynie wywołać panikę. Znajdziemy jakieś logiczne
wytłumaczenie, zobaczysz.
Zeszłyśmy po schodach. Trafiłyśmy do eleganckiego holu. Z prawej strony był łuk
prowadzący do salonu. Widziałam, że stały tam kanapy, komputery, była nawet mała
biblioteka. Z lewej strony znajdowało się wejście do jadalni. Avis powiedziała mi, że tutaj
jedzą posiłki.
Naprzeciwko schodów znajdowały się spore, dwuskrzydłowe drzwi. Moja siostra otworzyła
je. W twarz uderzył mnie smród koni.
Moim oczom ukazał się dziedziniec. Było tam kilka dziewczyn oraz jeden chłopak. Zauważył
nas.
-Cześć, Avis! Kim jest twoja koleżanka?
Miał czarne włosy, dość mocno opaloną skórę. Był całkiem przystojny. Nosił jasnoniebieską
koszulę i zielonawe spodnie.
-Hej, Justin. To Ada Winddaughter. Przyjechała na jakiś czas - wyjaśniła Avi.
Justin odwrócił się w moją stronę. Uśmiechał się. Radośnie powiedział:
-Siema, Ada! Miłego pobytu w stajni Moorland!
Przeszłyśmy przez bramę. Było tu znacznie więcej osób. Niektórzy czyścili konie, inni je
karmili, jeszcze inne osoby rozmawiały z przyjaciółmi.
-Chodź do stajni. Tam czeka na ciebie twój koń. - odezwała się Avis.
-Ale ja nie umiem jeździć!
-To cię nauczę.
Skierowała się w stronę dużych drzwi. Pociągnęła mnie za sobą. Kilka mijanych osób
powiedziało nam cześć.
Otworzyła drzwi.
Ukazała mi się duża, bardzo obszerna stajnia. Tylko trzy boksy były zajęte.
W pierwszym stał łaciaty koń z brązową grzywą. Na boksie była tabliczka z imieniem
"Grassrabit". Poniżej tabliczki z imieniem znajdowała się plakietka z napisem "Avis
Olddawn". Zapewne koń należał do Avi.
W drugim boksie stał czarny koń. Również był wierzchowcem Avis. Nazywał się "Catangel".
W ostatni zajęty boks zajmował wspaniały gniadosz. Jego imię brzmiało Fireblood. Należał
do...
Zaraz! Na tabliczce z imieniem i nazwiskiem właściciela widniało... moje nazwisko!
-Ada! Jakiego pięknego konia dostałaś! Pogłaszcz go! Jeżeli zdobędziesz jego zaufanie, może
pozwoli ci się dosiąść. Tam w szafce znajdziesz szczotkę oraz kopystkę. W szafeczce obok
czeka na ciebie marchewka i siano dla twojego wierzchowca. Obok stoi wiadro. Napełnij je,
proszę.
Podeszłam do pierwszej szafki. Otworzyłam ją. Sięgnęłam po szczotkę i kopystkę. Z
następnej szafki wyjęłam siano i marchewkę. Po zamknięciu szafki podeszłam z powrotem do
boksu mojego konia. Gniadosz patrzył na mnie swymi zaciekawionymi oczami. Mimo że
jakaś cząstka mnie, ta nienawidząca koni, kazała mi odejść z odrazą, zdecydowałam się lepiej
poznać Fireblood'a.
Podeszłam.
Odłożyłam szczotkę i kopystkę. Do jednej ręki wzięłam siano, do drugiej marchewkę.
Wyciągnęłam rękę z pomarańczowym przysmakiem i zbliżyłam ją do pyska konia.
Wyciągnął głowę, otworzył pysk i schrupał smakołyk. Patrzył na mnie tak, że poczułam, że
łatwo się zaprzyjaźnimy.
Poczułam osobistą satysfakcję, że nareszcie zwalczyłam niechęć do koni.
Weszłam do boksu. Po długim czasie i bardzo wielu wskazówkach udało mi się wyczyścić
konia. Potem Avi pokazała mi, gdzie jest sprzęt i jak osiodłać konia. Nauczyła mnie też kilku
pojęć związanych z końmi, co znaczy np. kary, srokaty, anglezowanie, piaff.
Wyprowadziłyśmy konie ze stajni. Ja Fireblood'a, ona Catangel'a. Avi pomogła mi wsiąść na
konia, sama również to zrobiła. Miałyśmy pouczyć mnie jazdy konnej i pokazać mi okolicę.
Ruszyłyśmy stępem. Potem kłusem. Avi powiedziała, że dobrze mi idzie. Później
przeszłyśmy do wolnego galopu, następnie trochę przyspieszyłyśmy. Miałam niewielkie
problemy z równowagą i poruszaniem się w rytm chodu konia, ale udało się. Wszystko dzięki
Avi.
Przy okazji moja siostra cioteczna zapoznała mnie z kilkoma innymi osobami mieszkającymi
w okolicy. Najpierw pokazała mi domek przemiłej, starszej pani, którą nazywają panią
Holdsworth. Staruszka pogłaskała nasze konie, porozmawiała z nami i poczęstowała nas
pierniczkami domowej roboty. Była taka miła!
Potem pojechałyśmy do kuźni. Spotkałyśmy tam kowala. Przedstawił się jako Conrad
Marsdeen. Mimo że był już raczej po sześćdziesiątce, nadal był potężnie zbudowany, a
mięśnie mówiły same za siebie. Nawet podczas rozmowy z nami nie przerywał pracy. Był
uprzejmy. Po usłyszeniu pytania nad czym pracuje, zamyślił się, po czym odpowiedział, że
kuje podkowy. Nie chciałyśmy mu dłużej przeszkadzać. Pojechałyśmy dalej.
Tam poznałam zrzędliwego starca o imieniu Jasper. Nie chciał nam pozwolić przejechać
przez jego ziemię. W końcu zgodził się po wielu prośbach.
Pojechałyśmy przed siebie. Avi mówiła, że ta droga prowadzi do Fortu Pinta. W skrócie
opowiedziała mi o historii tego miejsca. Po przejechaniu mostu wjechałyśmy do miasta.
Zauważyłam stajnie z końmi na sprzedaż. Stały tam takie cudowne wierzchowce!
Jechałyśmy dalej przez miasto. Minęłyśmy sklepy i jarmarki. Zauważyłam niskiego blondyna
w okularach. Powiedział mi, że nazywa się James. Mówił o fatalnej sytuacji finansowej Fortu
Pinta. Nie za wiele z tego zrozumiałam. Kiedy spytał się o to, czy pomogę mu, nie
wiedziałam, co mam odpowiedzieć. W końcu odparłam, że spoko, po czym zauważyłam, że
oczy Avis krzyczą: "Nie!".
James wręczył mi ulotki do rozwieszenia, po czym odszedł.
-Eh, no to trzeba rozwiesić... - usłyszałam narzekanie Avi.
Po rozwieszeniu wszystkich (a było ich naprawdę sporo) wróciłyśmy do Jamesa. Podziękował
nam, dał trochę drobniaków i poszedł, zapewne na polowanie na kolejnych idiotów, którzy by
mu pomogli.
Zostawiłyśmy konie w stajni, a potem poszłyśmy kupić bilety do Jorvik, stolicy tej wyspy.
Pobiegłyśmy na przystanek autobusowy. Dotarłyśmy w ostatniej chwili.
Po trwającej pół godziny jeździe dotarłyśmy do Jorvik, które okazało się przepięknym
miastem. Nawiązałam wiele nowych znajomości po drodze do Centrum Handlowego, dokąd
zmierzałyśmy. Miałyśmy około godziny na zrobienie zakupów. Rozdzieliłyśmy się.
Za drobniaki od Jamesa oraz pieniądze od Avi kupiłam trochę ciuchów dla siebie i sprzęt dla
konia. Ale to był zwariowany wypad!
Spotkałyśmy się w umówionym miejscu. Obie miałyśmy masę torb, ale jakoś poradziłyśmy
sobie. Razem poszłyśmy na przystanek autobusowy, skąd ruszyłyśmy do domu.
Poszłyśmy po konie. Razem pojechałyśmy do Moorland, aby zostawić zakupy, ale miałyśmy
jeszcze wrócić do Fortu Pinta.
***
Po zostawieniu zakupów w naszych pokojach, ruszyłyśmy z powrotem do Fortu Pinta. Po
drodze spotkałyśmy mamę Avis, moją ciocię Annę.
-Witaj, kochaniutka. Kto jest z tobą? Czy to twoja nowa koleżanka? Nie pamiętam jej.
Zaraz... Czy to nie jest Ada? Moja bratanica Ada? Myślałam, kochaniutka, że zostałaś w
Polsce. A jak ma się Andrzej? U niego wszytko w porządku, kochaniutka?
-Tak ciociu - jej wygadania nie dało się zapomnieć.- Tata ma się dobrze. Wszyscy za wami
tęsknimy.
- To doskonale, kochaniutka. My też za wami tęsknimy. Jak się stało, że tu przyjechałaś,
kochaniutka? Czy rodzice cię wysłali? Zostaniesz na dłużej? Jeśli tak, to zapraszamy,
kochaniutka! Zajmę się tobą doskonale!
Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Avi mówiła, aby nic nikomu nie mówić o tym, jak
się tu znalazłam. Miałam kłopoty, a w głowie pustka.
- Ada przyjechała tylko na jakiś czas, chciała sprawdzić, jak to jest codziennie mieć styczność
z końmi - uratowała mnie Avis.
-Dobrze, kochaniutkie. Zwiedziłyście już całą wyspę? Avis, kochaniutka, pokazałaś już Adzie
teren?
-Tak, mamo. Pokazałam.
-To świetnie, kochaniutka. Adusiu, podoba ci się tutaj? Może jednak zostaniesz? Ładne
krajobrazy, mili ludzie, wspaniałe zwierzęta... Niczego tu nie brakuje! Musisz zostać,
kochaniutka! - Ciocia Anna nie dawała za wygraną.
-Ciociu, podoba mi się, jednak już zaczynam tęsknić za rodzicami i przyjaciółmi. Nie wiem,
jak mogłabym żyć bez nich na dłuższą metę. Na pewno kiedyś przyjadę tu jeszcze raz i
następnym razem zostanę tu na dłużej.
-To zapraszamy, kochaniutka! A...
-Tak, mamo. Ada poznała twoją przyjaciółkę, panią Holdsworth. Teraz musimy iść. -
przerwała cioci już trochę rozdrażniona Avi.
Jechałyśmy drogą prowadzącą do Fortu Pinta. Przez blisko połowę drogi jechałyśmy w ciszy.
W końcu Avis się odezwała:
-Wiem, że moja mama bywa denerwująca...
-Oj, przestań. Jest naprawdę fajna.
-Początkowo, tuż po przyjeździe do Jorvik, kilka osób naśmiewało się ze mnie z powodu
mamy. Przez to uznałam ją za żenującą i starałam się z nią nie rozmawiać w towarzystwie
innych osób. Mimo wszystko nadal ją kochałam. Zawsze troszczyła się o mnie.
-Rozumiem cię. Wiesz, ja nie uważam, że ciocia Anna jest żenująca. Ja ją lubię.
Mimo tego, że starała się, aby jej uśmiech ukrywał wstyd, który czuła po tym, jak głośno
wyraziła swoje zdanie o cioci, to wyczuwałam, że tak naprawdę nie myślała tego tak na serio.
Wiedziała, że jej mama kocha ją mocno i troszczy się o nią, gotowa za każdą cenę kupić
dobro córki.
Nasza rozmowa zeszła na bardziej luźne tematy. Zanim się obejrzałyśmy, byłyśmy już w
Forcie Pinta. Kiedy mijałyśmy Jamesa, zaczął coś szemrać, że potrzebuje pomocy z czymś
tam, jednak przerwałam mu:
-Wypchaj się.
Avis powitała to salwą śmiechu.
Zjechałyśmy na plażę. Jechałam za Avi. Jechałyśmy po piaszczystym brzegu. W końcu Avis
skręciła na jakiś pomost, więc pojechałam za nią. Dojechałyśmy do końca, po czym
zsiadłyśmy z koni. Spytałam się, co robimy, na co Avi odparła tylko:
-Poczekaj, to się dowiesz.
Po około pięciu minutach zauważyłam w oddali zbliżający się prom. Kiedy przybił do
naszego pomostu, Avi powiedziała, że wchodzimy na pokład.
Wkrótce prom odbił. Po chwili z zamyślenia wyrwał mnie głos Avi:
-Spójrz tam.
Wskazywała ręką horyzont. Początkowo nic tam nie widziałam, lecz kiedy zmrużyłam oczy,
zauważyłam...
-Brzeg! Czy tam jest... wyspa?
Avis się zaśmiała.
-Nie, to nie wyspa. To półwysep. Półwysep Południowego Kopyta.
Kiedy prom podpłynął bliżej, zauważyłam wyraźnie czerwone skały. W oddali majaczyła
sylwetka kamiennego kręgu, podobnego do Stonehenge, świątyni Słońca i Księżyca,
znajdującego się na Wyspach Brytyjskich w Europie.
-Dlaczego aż tak ciągnęłaś mnie tutaj?
-Bo uwielbiam to miejsce.
-Dlaczego?
-Jest tutaj okazja do bycia przez chwilę w samotności - odparła Avis.
Prom dobił do brzegu. Oprócz drewnianego pomostu i kilku porwanych sieci rybackich nie
widziałam tu śladów działalności człowieka.
Avis wyprowadziła nasze konie z pokładu promu. Wsiadłyśmy na nie. Patrzyłyśmy, jak statek
promowy odbija od brzegu, a następnie ginie na horyzoncie.
Avi prowadziła w głąb wyspy. Była podekscytowana, wyraźnie chciała mi coś pokazać.
Galopowałyśmy przed siebie. Kiedy próbowałam nawiązać rozmowę, Avis przerwała mi,
mówiąc:
-Zamiast mówić, słuchaj.
Tak więc zaczęłam słuchać. Wsłuchałam się w szum wiatru w trawie; tętent kopyt
uderzających o twardą ziemię; mój własny oddech, moje bicie serca. I nagle zrozumiałam,
dlaczego Avis tak kocha to miejsce. Odgłosy nie przechodzą przez uszy, tylko trafiają prosto
w serce, środek duszy. Dla takich miejsc warto żyć.
Zatrzymałyśmy się pod samotnym drzewem. Kiedy otwierałam usta, by spytać się, po co, Avi
uciszyła mnie:
-Ćśśśś. Słuchaj.
Nagle poczułam jakiś rytm. Jakby bardzo wiele kopyt naraz uderzało o ziemię.
I istotnie tak było. Właśnie zauważyłam stado pędzące przez równinę. Niewielkie, acz
wytrzymałe konie, pędziły za karusem, pewnie przywódcą.
Konie te były wolne i szybkie jak wiatr. Zerknęłam na Fireblood'a. Wpatrywał się tęsknie w
stado. Jednak nagle w jego oczach dominację przejął inny błysk; błysk lojalności i
przywiązania. I poczułam, jak wtula nos w moją bluzę.
Konie zniknęły; wraz z nimi znikł rytm dzikiej pieśni wybijanej przez kopyta.
Avi odezwała się:
-Już wiesz, dlaczego kocham to miejsce. Myślę, że ty też.
-Tak, Avi. Może pogalopujemy trochę po półwyspie, wrócimy przed zachodem słońca. 
-Okej.
Wsiadłyśmy na konie. Postanowiłyśmy pościgać się.
Po jakimś czasie wjechałyśmy do niewielkiego gaiku. Kiedy właśnie z Fireblood'em mieliśmy
wybić się na prowadzenie, poczułam silne uderzenie w czoło.
Nie czułam bólu po upadku z konia, ten po uderzeniu w głowę przyćmił wszystko.
Osunęłam się w ciemność.
***
-Dobrze, nic jej już nie grozi, jednak musi uważać.
Nie znałam tego głosu. Usiłowałam otworzyć oczy i się podnieść, ale świat był rozmyty i
głowa z powrotem opadła na posłanie z... Czy to była skóra?
-Nie podnoś się.
-Gdzie ja jestem? Kim ty jesteś? Co się stało?
Usłyszałam śmiech.
-Czy zawsze zadajesz tyle pytań? - przestał się śmiać. - Jesteś w naszej wiosce. Jestem Wartki
Potok. Znaleźliśmy cię leżącą w zagajniku. Miałaś ranę na czole. Wywnioskowaliśmy, że
jechałaś konno i nie zauważyłaś gałęzi, o którą uderzyłaś. Straciłaś przytomność. No, i
znaleźliśmy cię.
Jedna sprawa mnie niepokoiła.
-Gdzie jest mój koń, Fireblood?
Cichy śmiech.
-Twój koń spłoszył się, ale nie zostawił cię - głos należał do innej osoby. - Usłyszeliśmy jego
rżenie, tak cię znaleźliśmy. Jest w zagrodzie z naszymi końmi.
Poczułam ulgę.
-Która godzina?
Kolejny śmiech.
-Niedawno zaszło słońce - jeszcze inny głos. - Śpieszysz się gdzieś? Mamy złą wiadomość:
raczej ciężko będzie ci dojechać do domu.
-Ilu was tu jest?
Kolejne śmiechy.
Krzyknęłam:
-Czy wy zawsze musicie się śmiać?!
-No dobrze, dobrze. - rozpoczął trzeci głos.- Jest nas trzech. Ja jestem Mały Niedźwiedź, to
jest Wartki Potok, a to jest Chudy Orzeł.
Otworzyłam oczy. Kiedy wreszcie wyłapały ostrość, zauważyłam trzech czerwonoskórych
chłopaków, może trochę starszych od Justina Moorland. Jeden był krępy; przedstawił się jako
Mały Niedźwiedź. Drugi był chudy; nazywał się Chudy Orzeł. Trzeci był bardziej umięśniony
od przyjaciół; to Wartki Potok.
Odezwał się:
-Wiesz, na razie nie radzę chodzić. Odpocznij chwilę, potem zobaczysz swojego konia.
Nagle poczułam, jakbym jeszcze raz dostała w głowę.
-Gdzie jest moja siostra, Avis?
Mały Niedźwiedź nie krył zdziwienia.
-Nie wiem, nie było jej przy tobie kiedy cię znaleźliśmy. Przy tobie był tylko koń.
Jak Avi mogła nie zauważyć, że spadłam z konia i straciłam przytomność?
-Nie martw się, wrócisz do domu jeszcze dzisiaj i zobaczysz swoją hmmm....Avis.
-Muszę wracać do domu, będą się o mnie martwić.
Tak naprawdę wiedziałam, że nikt nie zauważył mojego zniknięcia.
Spróbowałam się podnieść, ale bezskutecznie. Na razie największym sukcesem było to, że
udało mi się usiąść.
-Zaraz, skądś was kojarzę. Czy Wartki Potok to nie postać z filmu "Mustang z Dzikiej
Doliny"?
Teraz było tyle śmiechu, że sama też chciałam się śmiać. Powstrzymałam się jednak.
W końcu Wartki Potok odparł:
-Tak, to ja. Mustang pochodził z tego stada, które zapewne widziałaś. Nie wiedziałem tylko,
ten film zyskał jakąkolwiek popularność.
W końcu z ich pomocą podniosłam się. Widziałam innych Indian i namioty, w których
mieszkali. Moją uwagę przykuła jednak zagroda z końmi, a dokładnie stojący w niej
Fireblood.
Nie potrzebowałam już niczyjej pomocy, by dojść do mojego kochanego konia. Gdyby nie
on, może dalej bym leżała nieprzytomna wśród drzew. Pogłaskałam go. On dotknął nosem
mojej ręki, poczułam jego ciepło.
Właśnie przypadkiem zerknęłam na niebo. Właśnie wschodził księżyc!
-Muszę jechać, ostatni prom odpływa o 22 - przypomniałam sobie rozkład kursów, na który
zerknęłam podczas czekania na prom. - Jest jednak problem. Nie znam drogi do portu. Może
któryś z was ją zna?
Milczenie. Pierwszy raz się nie zaśmiali. W końcu odezwał się Wartki Potok:
-Wiemy, jak tam dotrzeć. Nie chodzimy tam często... -widząc jednak nadzieję w moich
oczach, dodał - Jednak dla ciebie zrobimy wyjątek. Dlatego że jesteś ranna.
Ruszyliśmy. Oni wzięli konie z zagrody. Nie używali siodeł ani uzd. Na grzbiet konia kładli
tylko koc oraz chwytali się grzywy.
Ruszyliśmy powoli, jednak przyspieszaliśmy stopniowo, abym nie spóźniła się na prom.
Powoli wracałam do siebie. Trochę rozmawialiśmy, jednak większość drogi pokonaliśmy w
milczeniu. W końcu dotarliśmy do portu. Kiedy stępem oddalałam się od Indian, usłyszałam
cichy głos Wartkiego Potoka:
-Odwiedzisz nas jeszcze kiedyś?
-Nie wiem -odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Zrobię wszystko, aby was jeszcze
odwiedzić. Obiecuję.
Prom właśnie zbliżał się do brzegu.
-Żegnajcie! Dziękuję za wszystko! Do zobaczenia! -krzyknęłam, po czym weszłam na prom.
Odpłynęłam z powrotem do Fortu Pinta. Tam szybko popędziłam w stronę Moorland.
Zostawiłam Fireblood'a w stajni i udałam się do naszego domu. Weszłam po schodach,
szybko odnajdując drzwi do mojego pokoju. Założyłam piżamę położyłam się do łóżka.
Zasnęłam.
***
Obudziła mnie mama wołająca, że pora wstawać, bo spóźnię się do szkoły. Byłam znowu w
Polsce, w domu. Jorvik okazało się być tylko snem...
Postanowiłam, że po powrocie ze szkoły spróbuję nawiązać jakikolwiek kontakt z Avis.
Czułam smutek, że tak szybko opuściłam Jorvik. Najbardziej smuciło mnie, że nigdy nie
dotrzymam obietnicy danej Wartkiemu Potokowi.
؃


I w sercu pojawił się głupi, irracjonalny żal, że nie mogłam zostać na zawsze w moim wymarzonym miejscu, gdzie mogłam czuć się taka szczęśliwa, jedynym takim w całym Jorviku.



Póki co to wszystko w tym poście. Jeśli chcecie przeczytać prace zwyciężczyń, zerkajcie co jakiś czas na tego posta, być może wkrótce się pojawią!

Do zobaczenia! 💛

14 komentarzy:

  1. Aaa! Weszłam w ten post od razu z powiadomienia na Bloglovin i... Patrzę,a tu ja! O rany, nawet nie spodziewałam się, jak wysoko potrafię skakać ze szczęścia! 💜
    Co do Facebooka, to niestety nie mam, ale możemy się umówić przez email. Jeśli możesz,to proszę napisz mi pod tym komentarzem, czy tak Ci pasuje.
    Poza tym bardzo, ale to bardzo dziękuję! 😄😄😄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze mam pytanko: czy mogę opowiadanie zamieścic na moim blogu? LittleJorvikStable.blogspot.com

      Usuń
    2. Myślę, że nie ma problemu, napiszę do Ciebie niedługo na skrzynkę.
      Co do opowiadania to myślę, że nie ma problemu, w końcu należy do Ciebie! :D

      Usuń
    3. Bardzo dziękuję, czekam na maila! 😊

      Usuń
    4. Hej szukasz kodów do Star Stable ? TUTAJ SĄ ŚWIETNE (KLIKNIJ) Od dawna z nich korzystam ;3

      Usuń
  2. Eh... nigdy nie wygrywam :( 1 konkurs i nawet nie na podium :'C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O.M ja też niestety nie wygrałam. :'(

      Usuń
    2. Nie każdy niestety wygrywa. Prac było sporo, a te 3 spośród wszystkich wydały mi się najbardziej oryginalne, dzięki czemu zasłużyły na swoje miejsca.

      Usuń
  3. Woow, dzięki za pierwsze miejsce! <3 Napiszę na fejsie, i oczywiście zgadzam się na opublikowanie pracy. Aaa, mega mi miło, że zostałam doceniona, jeszcze raz dziękuję <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę?
    Ja i trzecie miejsce?!
    Przecież to dwa różne światy!
    Ja tam nie wierzę :P
    Tak to ja, Ada Winddaughter.
    Dzięki, Danio! Jeżeli uważasz, że moje opowiadanie jest cokolwiek warte, to jasne, pubikuj :]
    Jeszcze raz dzięki!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej szukasz kodów do Star Stable ? TUTAJ SĄ ŚWIETNE (KLIKNIJ) Od dawna z nich korzystam ;3

    OdpowiedzUsuń

Spodobał Ci się post? Masz jakieś rady, sugestie, pytania? Zostaw po sobie ślad w postaci komentarza, będzie mi naprawdę bardzo miło i z pewnością przeczytam każde Twoje słowo! Jednak przed tym pamiętaj o kilku zasadach:
► Nie używaj wulgaryzmów, nie obrażaj innych komentujących.
► Staraj się używać poprawnej polszczyzny, pamiętaj o ortografii oraz interpunkcji.
► Swoją opinię postaraj się umieścić w jednym, maksymalnie dwóch komentarzach, by nie robić spamu.
► Nie rozsyłaj łańcuszków, linków do fałszywych bądź niebezpiecznych stron.

UWAGA: Jeśli zobaczysz gdzieś link do stron mówiących o hackach do gry, pod żadnym pozorem NIE KLIKAJ w niego. Takie komentarze są przeze mnie usuwane, gdy tylko je widzę.